Stara spółka wygrała z PZPN, a Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał rację klubowi z Łodzi. Uchybienia formalne podczas walki o licencję latem 2009 roku, były nie tylko po stronie sekcji piłkarskiej. Nie było przede wszystkim formalnych rygorów Kodeksu Postępowania Administracyjnego. Wtorkowa decyzja rozrywa stare rany i otwiera kolejną furtkę dla Grzegorza Klejmana i Daniela Goszczyńskiego. Współwłaściciele KSŁ (bo taką nazwę przyjęła ŁKS SSA) muszą uzbroić się w cierpliwość, gdyż PZPN już złożył odwołanie do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Przypomnijmy, że w wyniku zaniedbań i braku udokumentowanej odpowiedniej kwoty zabezpieczającej budżet, ŁKS pożegnał się z ekstraklasą w 2009 roku, pomimo siódmej lokaty na zakończeniu rozgrywek. Zyskała piętnasta Cracovia, która zajęła miejsce Ełkaesiaków wśród najlepszych. Formalnie szefem KSŁ jest Mirosław Wróblewski i taka decyzja mogła wywołać tylko radość. Radość umiarkowaną, bo do odzyskania choć części pieniędzy utraconych w związku z karną degradacją zliczyć się nie da. Eksperci zaczynają od 6-7 milionów, poprzez nawet 12, a niekiedy sięgają i najwyższego budżetu ekstraklasy.
Kibice i ówcześni działacze mogą odczuć jedynie satysfakcję, że choć raz udało skruszyć się tzw. piłkarski beton. Warto nadmienić też, że PZPN nawet nie raczył przedstawić oryginałów, a jedynie kopie dokumentów dotyczących odmowy gry ŁKS-u w ekstraklasie. Sąd jedynie przyznał, że formalnie degradacji być nie powinno. Merytorycznie już stanowiska nie zajął wobec tego, czy spadek się należał, czy nie. Co podkreślał prawnik z ramienia związku, broniący się niezawisłością PZPN przed administracyjnym sądem, a jedynie przed władzami UEFA i FIFA.
Gabriel Antoniak