Jeśli pudłuje się trzynaście osobistych to trudno wygrać mecz z czołową pierwszoligową ekipą. Hala znowu była zapełniona do niemal ostatniego miejsca. Doping jednak nie wystarczył, bo przybysze ze Stargardu trafiali perfekcyjnie trójki i przede wszystkim wolne w najważniejszych momentach. Na końcowym wyniku zaważyła też słaba pierwsza kwarta w wykonaniu gospodarzy, ale po kolei.
Mecz rozpoczął się od szybkiego prowadzenia ŁKS 4:0 po czym łodzianie stanęli i na tablicy zrobiło się 6:13 i goście kontrolowali już grę do końca pierwszej kwarty prowadząc dziesięcioma oczkami. Druga odsłona to poprawa stylu gry ŁKS i słabsza postawa gości. Do przerwy przewaga gości stopniała do czterech oczek i wszystko miało się rozstrzygnąć w drugich dwudziestu minutach.
ŁKS wyszedł mocno skoncentrowany i szybko objął prowadzenie, tracąc je pod koniec trzeciej kwarty, głównie za sprawą wszędobylskiego Dłoniaka, który potrafił skutecznie wykonywać rzuty wolne. Pod tablicami walczył za dwóch Wall, niestety Kuba Dłuski tym razem znowu usiadł na ławce z powodu nie do końca zaleczonego urazu. Gonitwa za korzystnym wynikiem przypominała walkę bokserską, cios za cios. Trójka za trójkę, tablica wskazywała najczęściej remis. W decydującym momencie zawiódł Pisarczyk i spudłował osobiste, goście z perfekcją szwajcarskiego zegarka każdą swoją akcję kończyli punktami i to oni cieszyli się wraz z końcową syreną.
ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź - Spójnia Stargard Szczeciński 80:83 (17:27, 21:15, 16:18, 26:23)
ŁKS: P. Trepka 18, B. Szczepaniak 14, K. Kromer 13, T. Pisarczyk 13, D. Kalinowski 11, D. Wall 8, F. Kenig 3, M. Krajewski 0, B. Bartoszewicz 0.
Spójnia: J. Dłoniak 23, M. Stokłosa 15, H. Mazur 12, J. Koszuta 11, Ł. Grzegorzewski 7, P. Polowy 6, Ł. Bodych 5, A. Soczewski 4.
GA
