Wszystkiego, tylko nie porażki sobie wyobrażali ci kibice, którzy przyszli w niedzielne popołudnie do hali MOSiR. To był dziwny mecz, dwie kwarty dla gospodarzy, dwie dla gości. O wygranej SKK zadecydowała trzecia kwarta, w której pozwolili rzucić gospodarzom pięć punktów. Sen o pierwszej czwórce przed play off trzeba odłożyć i skoncentrować się na przygotowaniach do decydującej batalii o ekstraklasę.
Koszykarze z Łodzi dostosowali się do frekwencji niedzielnego meczu i przegrali z niżej notowanym rywalem. Mecz rozpoczął się od tradycyjnego przestoju w grze gospodarzy (2:8) przy bardzo nieskutecznej dyspozycji rzutowej, co skrzętnie wykorzystali goście i przez pierwsze dziesięć minut punktowali łodzian. Druga kwarta to poprawa w grze ŁKS-u i wyraźne opadnięcie z sił rywali, którzy nie grali już tak agresywnie, zwłaszcza swoimi wieżowcami, Misiem i Dębskim. Na przerwę w lepszych nastrojach schodzili przyjezdni bo w końcówce dołożyli cztery oczka.
Druga połowa to bolesna powtórka dla najwierniejszych kibiców z Łodzi, pierwsze punkty gospodarze zdobyli po prawie pięciu minutach, wtedy na tablicy była już znaczna przewaga rywali. Pogoń za wynikiem eł kaesiaków opierała się głównie na elemencie, który za dobrze im nie wychodził. Rzuty za trzy punkty, po prostu im nie siedziały (5/28). Goście mądrze za sprawą doświadczonego Sulimy grali długie akcje na czym dowieźli zwycięstwo do końca. Marzenia, o pierwszej czwórce odjechały bezpowrotnie.
ŁKS Łódź 60:66 SKK Siedlce (10:22, 20:12, 5:16, 25:16)
ŁKS: Sulima 13, Dłuski 11, Salamonik 8, Trepka i Krajewski po 7, Kenig 5, Kalinowski 4, Szczepaniak 3, Morawiec 2
SKK: Bręk 16, Dębski 14, Sulima 13, Miś 8, Czyż, Wójcicki i Nędzi po 4, Bal 3
Gabriel Antoniak
