To był pojedynek godny dwóch czołowych drużyn pierwszej ligi. Na tarnobrzeskim parkiecie wicelider grał z czwartym ŁKSem. Goście wzmocnieni Dłuskim od początku meczu postawili zacięty opór faworyzowanej Siarce. Wynik i przebieg meczu zmieniał się jak w kalejdoskopie.
Wśród gospodarzy duże ciśnienie na ten mecz mieli dwaj panowie. Marculewicz i Czerwonka za wszelką cenę chcieli udowodnić swoją wyższość nad byłymi kolegami. Pierwsza odsłona wczorajszego meczu minimalnie dla ŁKS. Gra Tarnobrzeżan opierała się na dwójce najwyższych, czyli wspomnianym Marculewiczu i Misiu. W efekcie tej taktyki Siarka zdołała doprowadzić do remisu po 31.
Trzecia kwarta to miazga miejscowych, ŁKS zdobył 13 punktów przy zerowym dobytku gospodarzy i szybko odskoczył na bezpieczną odległość. Wystarczy wspomnieć, że pierwsze sześć minut to bilans 22:3 dla gości. Bardzo dobrą robotę wykonał wracający po kontuzji Dłuski. ŁKS nie byłby sobą, gdyby nie zafundował nam horroru, miast pewnej wygranej. Za pięć przewinień spadli „Kubeł" z Trepką i „Siara" zaczęła zbliżać się do Łodzian. Na szczęście w najważniejszych momentach za trzy punkty trafiał Szczepaniak i niespodziewanego zwycięstwa już nikt nie wydarł przyjezdnym.
Była to pierwsza przegrana na własnym parkiecie Siarki w tym sezonie. Po tej wygranej ŁKS umocnił się na czwartej pozycji i do niedzielnego hitu z Tychami przystąpi w roli nieoczekiwanego faworyta.
Siarka Tarnobrzeg - ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź 70:76 (10:16, 21:15, 12:27, 27:18)
Siarka: Miś 22, Marculewicz 10, Czerwonka 10, Krupa 10, Szpyrka 8, Woźniak 5, Uriasz 5, Rabka 0.
ŁKS Sphinx Petrolinvest: Szczepaniak 19, Kalinowski 15, Pisarczyk 15, Dłuski 10, Wall 8, Morawiec 6, Trepka 3, Krajewski 0, Kromer 0, Kenig 0.
Sędziowali: Bieńkowski, Tracz i Pietrzak
GA