Drużyna, która opuściła szeregi ekstraklasy okazała się zbyt silnym rywalem dla drużyny ŁKS. Przez pierwsze trzy kwarty goście praktycznie nie istnieli i szaleńcza pogoń w ostatniej odsłonie nie mogła zmienić obrazu widowiska. Sportino wygrało zasłużenie, a łodzianie doznali trzeciej porażki w czwartym meczu.
Fatalna skuteczność w rzutach za trzy punkty i słabsza dyspozycja w ataku okazały się decydujące dla losów tego spotkania. Znowu nie było strzelca, który dałby choć 20 pukntowy oddech, podobnie sytuacja ma się z przestojami w grze. Diabły wyłączają intuicję strzelecką, a rywal punktuje ich niemiłosiernie.
Może gdyby pościg nastąpił wcześniej, a przyjezdni włożyli tyle zapału do gry ile doświadczony Morawiec, wracaliby do Łodzi w lepszych humorach. Seria wyjazdowych gier na szczęście się już zakończyła. Teraz we własnej hali ełkaesiacy podejmą MKS z Dąbrowy Górniczej, który do tej pory wygrał dwa mecze. Początek o 18.
Sportino Inowrocław - ŁKS Sphinx Łódź 60:53 (20:14, 14:11, 16:7, 10:21)
Sportino: Rosnowski 20, Lichodziejewski 9, Żytko 8, Sulowski 7, Piotrkiewicz 5, Żurawski 4, Kus 3, Mowlik 2, Strzelecki 2, Wierzbicki 0.
ŁKS Sphinx: Trepka 12, Salamonik 7, Sulima 7, Morawiec 7, Szczepaniak 6, Krajewski 5, Dłuski 4, Bartoszewicz 3, Kalinowski 2, Kenig 0.
GA
