Diabły poległ w Pruszkowie

Tego nikt się nie spodziewał, po bardzo dobrym meczu z Krosnem nasi koszykarze ulegli jednej ze słabszych pierwszoligowych ekip. Szkoda bo tego samego dnia przegrał MOSiR i była znakomita okazja na doskoczenie do czołówki.

Do przerwy lepszy był ŁKS ale trzecia kwarta w wykonaniu Ełkaesiaków jak zwykle rozpoczęła tragiczny serial. Nie pomogła nawet wyśmienita końcówka łódzkich koszykarzy, którzy trafili trzy razy z rzędu za trzy punkty.

ŁKS zaczął środowy mecz nienajlepiej bo gospodarze szybko objęli prowadzenie 6:2. Koszykówka to sport w którym wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie i po kilku szybkich kontrach było 9:8 dla ŁKS. Pierwsza kwarta to akcje kosz za kosz i po pierwszych dziesięciu minutach było 17:16 dla gości. Druga kwarta już bardziej przypominała kibicom kto jest wyżej tabeli i kto ostatnio z łatwością ograł lidera. ŁKS odskoczył na osiem oczek i na przerwę schodził prowadząc 35:27

Niestety po raz kolejny gracze z Łodzi udowodnili, że trzecią kwartę grają jakby za karę. Nie będziemy liczyć strat i nieudanych prób rzutowych. Znicz wygrał pewnie tą odsłonę i ku zaskoczeniu wszystkich zebranych w hali wyszedł na prowadzenie 52:50. Ci, którzy liczyli na przebudzenie Diabłów w ostatniej kwarcie srodze się zawiedli.

ŁKS miast odrabiać straty zaczął znowu seryjnie tracić punkty. Gospodarze odskoczyli nawet na dziesięć punktów. Prowadzenie 71:61 na półtorej minuty przed końcem meczu wyzwoliło w koszykarzach trenera Czerniaka ostatnie pokłady energii i nasi zmniejszyli straty do czterech punktów. Wreszcie posypały się trójki w wykonaniu ŁKS, za późno. ŁKS mógł zbliżyć się do czołówki, zamiast tego zmierza do miejsc poza pierwszą czwórką.

Znicz Pruszków - Łódzki KS 77:72 (16:17, 11:18, 25:15, 25:22)

(GA)