Zmień miasto
Sport Logowanie / Rejestracja
Znajdujesz się w lokalnym wydaniu.

F. Kenig: "Dwa kroki od ekstraklasy"

2010-04-17

 Koszykówka w ŁKS powoli odzyskuje dawny blask. To zasługa dwójki młodych ludzi, którzy nie wywodzą się z „betonowego" świata PRL. To wykształceni sportowcy, grający w ŁKS. Ostatnimi czasy rzucili na szalę wszystko, co mieli i osiągnęli Postanowili zainwestować w tonący okręt, którym była piłkarska spółka ŁKS. Filip Kenig to wciąż „czynny" koszykarz, swoją miłość do ŁKS popiera czynami, nie słowami. Zapraszamy do lektury.

- Rozmawiam z koszykarzem, czy menadżerem?
- Ciężko powiedzieć... Kilka razy już brałem rozbrat ze sportem, miałem cztery razy operowane kolano. Trenuję codziennie, czuję się koszykarzem. Marzyłem, o byciu sportowcem i w tym się realizuję.

- Czytałem w SPORTPLUSIE Twoją wypowiedź, o nawierzchniach sportowych i muszę przyznać, że bliżej tu do specjalisty, od sztucznych boisk, niż „modelowego" koszykarza.
- My - jako Tilia, jesteśmy największym dostawcą sztucznej trawy na rynku polskim i jednym z większych w Europie. Współpracujemy z największym dostawcą na świecie. Realizujemy się w tym biznesie.

- To, kto „pociąga za sznurki" w ŁKS KM, Kenig czy Urbanowicz?
- Wszystkie decyzje podejmujemy razem. Kuba jest moim najlepszym przyjacielem. Poznaliśmy się na sektorze B, w wieku szesnastu lat. On administruje całym interesem, ja go wspieram. Wywiązujemy się z tego najlepiej jak potrafimy.

- Stajemy przed historyczną chwilą awansu do ekstraklasy, której już blisko trzydzieści lat nie ma w Łodzi.
- Dwa kroki, bardzo mocno w to wierzymy. Sprawy się nam posypały poprzez tragedię narodową, w dodatku dziś (czwartek) dowiedzieliśmy się, o śmierci ojca Radka Czerniaka, który z doskoku ze względu na chorobę ojca, przyjeżdżał do Łodzi. Druga wiadomość to narodziny w 29 tygodniu ciąży dziecka Kuby Dłuskiego, które aktualnie walczy, o życie w CZMP. Jesteśmy myślami, z naszymi przyjaciółmi.

- Na parkiecie jesteś przywódcą, ale gdy trener bierze czas, to pokorniejesz i nasłuchujesz uwag Czerniaka.
- Nie jestem Jordan'em z Łodzi, spaliłbym się ze wstydu, gdyby coś takiego miało miejsce. Zatrudniając Radka, wpierw odbyliśmy męską rozmowę i tak samo było w przypadku Piotrka Zycha, z którym grałem razem w ŁKS. Czerniak jest moim zdaniem najlepszym polskim trenerem i nie zważa na to czy Pan Kenig powinien grać, bo płaci mu pensje. Najlepszym tego dowodem jest ilość minut, które spędzam na parkiecie (śmiech)

- W piłce nożnej, gdy sponsor grał w meczu ( pamiętne bieganie po boisku prezesa Stasiaka w Opocznie ) zwykle nie przynosiło wymiernego efektu, z Tobą jest inaczej. Jesteś wysportowany i wykształcony, w Polsce to nadal rzadko spotykany syndrom.
- Dlatego nigdy nie doszło do sytuacji, w której bym zmusił trenera do wstawienia mnie, do składu.

- Bardzo mocno opieracie się na współpracy z kibicami.
- Kibic jest jednym z nierozerwalnych elementów widowiska. Żeby zachęcić fanów do przychodzenia na mecze, trzeba im coś zaoferować. Na produkt na poziomie Euroligowym nas nie stać. Wszystko opieramy na zdrowych zasadach, tak samo będzie w piłce nożnej. Przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców ŁKS uczestniczą we wszystkich spotkaniach. Niczego nie ukrywamy. Kibice są naszymi partnerami, dlatego otwarcie z nimi rozmawiamy.

- Teraz konsultujecie wygląd nowego herbu, świętości fanów ŁKS, czyli legendarnej przeplatanki, przejęliście przy okazji z 90% kibiców koszykarek jak twierdzą „życzliwi".
- Nie miałem nigdy problemów z działaczami BW, znam ich od lat. Moja żona spędziła tu osiem lat i zapewne spędzi kolejne. Moim zdaniem jest to zdrowa rywalizacja. Ten, kto oferuje ciekawszy produkt i zabiega o „klienta", ten ma więcej kibiców. Moim marzeniem są pełne trybuny na meczach każdej sekcji, wliczając to siatkarki, koszykarki, koszykarzy, że o piłkarzach nie wspomnę.

- Wracając do meczów z Tychami, to motorycznie nie odstawaliście od Tyszan, choć ławka rezerwowych jest znacznie krótsza.
- Jesteśmy specyficzną drużyną. Motoryka to wielkie uproszczenie. Budżet mamy na poziomie 10-12 ekipy w lidze. Skład, który zbudowaliśmy opiera się na spadkowiczach z Kalisza (Michał Krajewski i Dariusz Kalinowski), Daniel Wall, był po bardzo ciężkim wypadku samochodowym z urazem kręgosłupa, został wyrzucony z drugoligowej drużyny z Radomia. Filip Kenig, po czterech operacjach kolana, w zeszłym sezonie leczyłem uraz. Kacper Kromer, młodzieżowiec. Kuba Dłuski grał bardzo dobrze w Astorii, mimo że ostrzegano nas przed stanem jego kolan, podpisaliśmy z nim 3 letnią umowę. Piotrek Trepka miał kontuzję barku, Krzysiek Morawiec, zwany przez nas żartobliwie „Gandalfem" lub emerytem swoje lata ma, ale jego doświadczenie się bardzo przydaje. Bartek Bartoszewicz fizycznie jest jeszcze za słaby na „podkoszowego". Przemek Grabowski, również wielka nadzieja i przyszłość. Bartek Szczepaniak, wiadomo, Łodzianin, który awansował ze Stalą. Także poza Trepką i Szczepaniakiem same znaki zapytania. Radek Czerniak poskładał nas taktycznie. Brakuje nam centymetrów, miał je Tomek Pisarczyk, mimo, że to fajny chłopak, to nie pasował charakterologicznie do nas - „walczaków".

- Kogo byś szczególnie wyróżnił za te dramatyczne ćwierćfinałowe boje?
- Wygrywamy i przegrywamy, jako drużyna. Bartek Bartoszewicz zmienił Kubę, bo był potrzebny młodzieżowiec i odmienił przy pomocy kolegów losy meczu. Najrówniej grał Daniel Wall. Tychy zagrały bardzo dobre mecze z nami. Nam zabrakło konsekwencji w pierwszym meczu.

- Teraz czeka nas Zastal z niesamowitym Fliegerem i jeszcze wyższą ekipą niż KKS oraz mocniejszą drugą piątką.
- Wkładamy serce w to, co robimy. Zapier...y na treningach. To jest nasza siła. Kluczem do sukcesu jest obrona. Nie rzucamy „setek" w każdym meczu. Musimy zatrzymać rywala na niskim poziomie punktowym i wyrwać dwa oczka więcej. Szczegółów nie będę zdradzał. Marcin Flieger jest najlepszym „niskim" graczem w lidze. Mają bardzo dobrych „podkoszowych". Wojdyła, Jermakowicz i skoczny Rajewicz. To jest taki pierwszoligowy dream team.

- Czy zawirowania spowodowane narodową tragedią, mogą wpłynąć na Waszą psychikę lub motorykę?
- Każdy przeżywa to inaczej. Zmienił się kalendarz, dłuższe przerwy nie wpływają dobrze na zawodników. Aczkolwiek z pełnym szacunkiem podchodzimy do tych wydarzeń i z pewnością przełożenie meczów było jedynym i właściwym rozwiązaniem. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek mógł się cieszyć z wygranej, w takich trudnych chwilach.

- Tilia w ŁKS PSS to zasługa...
- ... dozy szaleństwa i fantazji, którą w sobie razem z Kubą nosimy. Każdy mógł w przetargu wystartować i jakoś tych chętnych nie było widać. Trudniej było nam przekonać partnerów finansowych do naszej decyzji. Jest wielu bogatych Łodzian, żaden z nich jednak się nie zainteresował klubem. A naszym zdaniem 102 lata tradycji to magnes.

- Reasumując, nikt z polityków Was nie namawiał do wejścia w piłkę nożną?
- Nie! Mało tego, dziwili się po historii z przeplatanką, że my jeszcze chcemy.

- W rozmowie Kuba Urbanowicz opowiadał, że początkowo nazwa ŁKS nie kojarzyła się pozytywnie przy jakichkolwiek rozmowach z władzami miasta i potencjalnymi sponsorami. Czy ten „czarny PR" zelżał, choć troszkę?
- Praca, praca i jeszcze raz praca. Strategia jest opracowana na lata. Mam nadzieję, że ŁKS, jako „Brand" zajmie należne mu miejsce. Nie chcemy „nadmuchać" za bardzo tego przysłowiowego balonu. Tilia to nie jest ITI, czy pan Solorz. Nie zrobimy tu w ciągu dwóch lat Milanu. Możemy zaoferować „normalność". Liczę, że to, co zaprezentujemy 22 kwietnia na konferencji... ludzie to kupią. Nie chcemy „skręcać" na boku „dwunastu złotych", a takie było niestety podejście do tej pory. Moim marzeniem jest praca przy sporcie, bo to kocham. Czuję magię tego miejsca, pokochałem ŁKS przez te wszystkie lata.

- Czy ikony ŁKS na najważniejszych stanowiskach w klubie, to jedna droga do „normalności"?
- Tomek Wieszczycki jest bardzo ważnym elementem naszej strategii. Będziemy się opierać na jego doświadczeniu. Mam, o nim bardzo dobre zdanie. Podobnie jest z Arturem Partyką, który jest bardzo pomocny i nas wspiera. Ma jednak swoje zobowiązania i do wakacji musi się z nich wywiązać.

- „Wieszczu" przymierzany był trzy razy do prezesury w ŁKS, trzy razy odmówił. Wam zaufał przy pierwszym podejściu, to - o czymś świadczy.
- Cieszy nas to, że w oczach legendy ŁKS jesteśmy wiarygodni. Nie wiem, dlaczego nie dogadał się z poprzednimi właścicielami. Poprzednich właścicieli nie znam osobiście. Pan Goszczyński, z tego, co słyszałem swego czasu wiele dobrego dla ŁKS zrobił, podobnie jak Pan Klejman. Jego pożyczki umożliwiały drużynie funkcjonowanie. Dlaczego im się nie udało? Nie moja rola żeby to oceniać, ale wnioski dla siebie wyciągnęliśmy. Jeden z byłych właścicieli klubu piłkarskiego ostrzegał mnie, że każdy kiedyś wyjeżdża „na taczce". Ja nie chcę za kilka lat opowiadać, o swoich oszczędnościach wpompowanych w studnię bez dna. Mam nadzieję, że uda nam się zbudować zdrowe struktury i wdrożyć naszą strategię.

- Dziś graliście sparing z MKS-em Dąbrowa Górnicza, to będzie finałowa para pierwszej ligi?
- Dla nas to bez znaczenia. Z Siarką też możemy zagrać. Obym się nie pomylił.

- Katarzyna Kenig wraca do treningów. Zostanie w ŁKS?
- Zaczęła trenować w zeszłym tygodniu, sezon zaczyna się we wrześniu. Pożyjemy, zobaczymy :)

Wywiad jest autoryzowany przez Filipa Keniga.

Rozmawiał: Gabriel Antoniak

Dodaj do:
  • Wykop
  • Flaker
  • Elefanta
  • Gwar
  • Delicious
  • Facebook
  • StumbleUpon
  • Technorati
  • Google
  • Yahoo
Komentarzedodaj komentarz

Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Brak komentarzy.

video
FB dlaMaturzysty.pl reklama